W poszukiwaniu wilków
Może nie mamy Kaplicy Sykstyńskiej, wieży Eiffela czy kościoła Sagrada Família, ale mamy wilki. To nasze największe złoto, najlepsza reklama fantastycznej, dzikiej, polskiej przyrody!
[post powstał we współpracy z @Dacia_pl #współpracareklamowa #PrzygodaWDacii #DaciaJogger #ChwileZDacią #ŻyjZDacią]
Pierwszy raz usłyszałem wilki w Beskidzie Żywieckim. Była noc czarna jak smoła, tylko daleko w dolinie przebijały się liche światełka ze wsi. Właśnie skończyliśmy obserwować jelenie podczas rykowiska. Zwinęliśmy czatownię (namiot obserwacyjny) i podeszliśmy pod górę, do miejsca, gdzie zaparkowaliśmy samochód.
Poszedłem jeszcze pod drzewko i wtedy usłyszałem ten dźwięk pierwszy raz w życiu. Nie byłem jeszcze świadomy, co to jest więc podszedłem do naszego przewodnika:
Co to za odgłos? – zapytałem.
To wilki wyją. Matka nawołuje się z młodymi. – odpowiedział.
A najbardziej fascynujące było to, że wyły w miejscu, w którym jeszcze kilka minut temu siedzieliśmy w czatowni. To był przełomowy moment w moim życiu. Na własnej skórze doświadczyłem prawdziwej dzikości. I to na wyciągnięcie ręki! Byliśmy zaledwie czterdzieści minut drogi od Żywca, w którym zatrzymaliśmy się na nocleg.
Krótko później rzuciłem pracę w mediach, napisałem książkę „Mikrowyprawy w wielkim mieście” i zawodowo zacząłem się zajmować wilkami. Zabierałem ludzi do lasu, opowiadałem o wilkach podczas prelekcji w i podcastach, doradzałem rolnikom, którzy chcieli zabezpieczyć swoje zwierzęta, a nocami chodziłem w teren, żeby jeszcze raz spotkać albo usłyszeć całą watahę.
Kiedy wybieraliśmy działkę pod budowę domu na Mazurach, wisienką na torcie okazały się wilcze tropy, które znaleźliśmy na jej terenie. Potem, chodząc po okolicznych lasach, przekonałem się, że to nie był przypadek, wilki przebywają w naszym sąsiedztwie na stałe!
Jagnę, pierwszy raz z żoną zabraliśmy na tropienie wilków, kiedy miała niecały roczek. Zresztą zanim nauczyła się mówić, najpierw nauczyła się warczeć jak mały wilczek. Szliśmy łąką, na której kilka dni wcześniej znalazłem kilka wilczych kup, a kiedy przystanęliśmy przy świerkowym młodniku, wybiegł przed nami wilk.
Od tego czasu w lesie jesteśmy regularnie. Jagna nauczyła się wyć do wilków, nie brzydzą jej wilcze odchody i sama szuka wilczych łap odciśniętych w piachu albo błocie.
Zwykle, pierwsze wilcze tropy znajdujemy za ostatnim domem w wiosce. Na skrzyżowaniu często znajduję ślady łap albo odchody. Tym razem udało nam się trafić tylko na lisią kupę, który sądząc po licznych pestkach, obżerał się polnymi jabłkami.
Na pobliskim wzgórku wilki lubią polować na sarny. Lokalna wataha przepędza je przez las, zagania na wzgórze, a potem zbiega za nimi w dół i dobiera się do tych, które zatrzymały się na płocie okalającym szkółkę leśną.
Tak, wilki są niesamowicie inteligentne i sprytne. Wykorzystają każdą okazję czy przeszkodę w terenie, tylko po to, żeby zwiększyć swoje szansę na sytą kolację. Na ten płot masowo nabierają się sarny. Właściwie co tydzień znajduję tam świeże ślady wilczych posiłków.
Tym razem Jagna znalazła pióra całkiem sporego ptaka, do którego musiał się dobrać wilk albo lis. Dla pierwszego to musiała być przekąska, dla drugiego posiłek na dobrych kilka dni.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w kolejny „hot spot”, który wilki lubią znaczyć. Dobrze się maskowaliśmy, bo nasza Dacia miała zielony lakier cèdre idealnie wtapiający się w leśne otoczenie. Może to, a może cicho chodzący silnik na gazie (Jogger w wersji Extreme ma dwa baki: benzynowy i gazowy zapewniające 1000 km zasięgu) sprawiły, że spotkaliśmy łosia. Chwilę się na nas gapił, a potem przebiegł nam tuż przed maską.
Dojechaliśmy na wilcze skrzyżowanie, tym razem też bez szczęścia: ani śladu wilka, ale potem zrozumiałem dlaczego. Kilkaset metrów dalej leśnicy prowadzili intensywną wycinkę, więc wilki uciekły tak daleko jak tylko się dało. (To mit, że wilki nie boją się ludzi. Tysiące lat polowań nauczyły je, że człowiek, to dla nich przede wszystkim niebezpieczeństwo.)
Ale wiedziałem, że niedaleko jest lisia nora, przy której na wiosnę znalazłem wilcze tropy i od dawna chciałem tam postawić fotopułapkę. Miałem nadzieję, że wilk, po jednym z nieudanych polowań (skuteczność to tylko 10%), zgłodnieje i połasi się na łatwą zdobycz.
Podjechaliśmy tam naszą Dacią, przedarliśmy się przez zarośla chroniące dostępu i dokładnie naprzeciwko wejścia do lisiej nory przywiązałem do drzewa fotopułapkę. Zostawiliśmy ją na kilka dni, a efekty tych nagrań możecie zobaczyć na moim instagramie.
Sami zanocowaliśmy niewiele dalej. W linii prostej może był to nieco ponad kilometr. Zaparkowaliśmy Joggera na szczycie wzgórza, żeby nacieszyć się jeszcze zachodem słońca. Rozłożyliśmy tylne siedzenia, na których położyliśmy stelaż i dodawany fabrycznie materac. Ten element najbardziej podobał się Jagnie, więc ona spała w środku, a dla nas, rozstawiliśmy duży namiot dodawany do wersji Extreme Joggera.
Namiot połączony jest przez otwarty bagażnik rękawem, więc cały czas mogliśmy mieć Jagnę na oku. Ona spała, a my siedzieliśmy przy ognisku czekając na wycie wilków.