6 porad. Jak chodzić z dzieckiem po górach? {cz. 1}
Długo wahałem się czy zabrać Tymika w góry. Nie żebym bał się, że coś mu się stanie, ale po prostu nie chciałem go zniechęcić. Chociaż nie zależy mi na tym, żeby został zapalonym trekersem, wspinaczem czy – broń Boże – himalaistą, to jednak chciałem żeby góry chociaż polubił. W końcu postawił mnie pod ścianą i sam powiedział, że chce jechać w Tatry.
1. Na początek – postaw na komfort
Żeby uniknąć wakacyjnych tłumów w Zakopanym pojechaliśmy na Słowację, w Tatry Bielskie. Nie wiedziałem jak dziesięcioletni Tymik poradzi sobie z wysiłkiem i noszeniem plecaka, więc postawiłem na komfort. Zamiast chodzić od schroniska do schroniska wynająłem pokój u zaprzyjaźnionego TOPR-owca, w Zdziarze.
Dzięki temu Tymik codziennie wiedział gdzie wraca wieczorem. Miał komfortowe warunki: 2 os. pokój, wygodne łóżko, prywatną łazienkę, kuchnię z jadalnią. A wieczorem mógł oglądać bajki w TV. Chociaż sam podróżując często śpię w przypadkowych miejscach (kapliczka, rów, stacja benzynowa, dziki camping),to na początek Tymikowej przygody z górami postawiłem na komfort. Ja mogłem go spokojnie obserwować i sprawdzać ile jest w stanie wytrzymać, on miał namiastkę domu i mógł czuć się bezpiecznie.
I to był strzał w dziesiątkę! Na koniec wyjazdu Tymik powiedział, że kolejny raz w górach chce spędzić w schronisku 🙂
2. Słuchaj
Powiem jasno: ten wyjazd był bardziej dla Tymika niż dla mnie. Nie miałem żadnych ambicji, nie zależało mi na zdobywaniu szczytów. Chciałem tylko żeby Tymik czuł się dobrze, wsiąknął w góry i poznał ich piękno.
Kiedy szliśmy na Vyšné Kopské sedlo (1934 m n.p.m.) to Tymik nadawał tempo. Myślałem, że będzie wolniejszy ode mnie, nie chciałem go przeganiać po górach jak stada kóz, więc zrobiłem z niego lidera. Okazało się, że był szybszy ode mnie. Momentami nawet za szybki i musiałem go hamować. Pędził do góry, ale po kilku minutach przystawał i łapał oddech.
Zdecydowałem wtedy, że się zmieniamy. Uczyłem go jak iść miarowo i powoli, bez przystanków co pięć minut. Zobaczył, że to ma sens, kiedy pod szczytem wyprzedziliśmy dorosłych, którzy wyruszyli 1h przed nami.
Co 45 minut dzwonił mój zegarek i robiliśmy przerwę. Kiedy podchodziliśmy stromym stokiem i Tymik nie dawał rady, skróciłem marsz do 30 minutowych rund. Kiedy młody chciał jeść – jadł, pić – pił, zatrzymać się żeby popatrzeć na kozice – zatrzymywaliśmy się. Cały czas obserwowałem go i słuchałem jego potrzeb. Ja, który możliwości mam dużo większe, po prostu zgrywałem się z jego możliwościami i to nam zapewniło bardzo przyjemny trek.
3. Inspiruj
Tymik jest dość ostrożny. To nie typ, który pod wpływem impulsu skoczy na bungee. Potrzebuje inspiracji i poczucia bezpieczeństwa. Kiedy pierwszego dnia szliśmy doliną, powiedziałem żebyśmy zeszli nad rzekę i zobaczyli co tam się dzieje. Na początku był niechętny, ale w końcu poszedł za mną. Wystarczyła mu chwila żeby się oswoił i zaczął skakać z kamienia na kamień, a potem budować tamę.
Kiedy następnego dnia, upoceni i zmęczeni gorącem zeszliśmy z Vyżnego Kopskego Sedla, wskoczyłem do rzeki żeby się wykąpać. Wiedziałem, że nie przekonam do tego Tymika, więc powiedziałem mu tylko żeby ściągnął buty i gołymi stopami brodził w rzece.
– Dlaczego? – zapytał.
– Bo twoje stopy potrzebują odpoczynku.
Co zresztą było prawdą. Postawił kilka pierwszych, ostrożnych kroków w wodzie, żeby po chwili, bez śladu pierwszej niechęci, łazić po rzece wzdłuż i wszerz. W końcu zniknął mi za zakolem gdzie na własną rękę odkrywał nurt*. Kiedy nad rzekę przyszła mama z synem w podobnym wieku i co chwilę go strofowała:
– Tylko nie zamocz butów! Tylko nie zamocz butów! – Tymik z niesmakiem skomentował:
– Lamus.
A ja, przyznam – byłem z tego dumny. Wolę żeby mój syn był dzikusem, niż synalkiem, który boi się zmoczyć buciki.
*to był płytki potok górski sięgający do kostek. Przy większej głębokości zalecam dużą ostrożność i nadzór rodziców.
PS. A Wy, jakie macie sposoby na chodzenie z dziećmi w górach?